strona w trakcie tworzenia....

niebawem będą zdjęcia , fimy, felietony...

"Baloo"

status: 🐾 W RODZINIE / STRAŻNIK KOCIOGRODU

  • rasa: LEONBERGER
  • płeć: samiec
  • umaszczenie: rude
  • aktualny wiek: 4 miesiące i wielka dusza
  • nazwa rodowodowa: Prince of Persia Grande Leonis
  • urodzony: 12.01.2025
  • hodowla: Grande Leonis (FCI)
  • tata: HIP HIP HURA THORION Grande Leonis
  • mama: DIDO z OSOBLAZKEHO LESA
  • rodowód: kliknij tutaj
  • poziom słodkości (1–6): ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️ (skalę trzeba było rozszerzyć!)
  • poziom puchatości (1–6): 🐻🐻🐻🐻🐻🐻
  • serce: miękkie jak poduszka, lojalne jak przysięga
  • ulubiona zabawa: przytulanie kociąt i ganianie z Nalewką
  • specjalność: codzienne patrolowanie ogrodu w trybie "pluszowego lwa"
  • najlepszy przyjaciel: Tartuffo



Dlaczego Leonberger? Historia wyboru sercem.

Nie planowałam psa.

Przynajmniej nie teraz, nie w tym roku, nie w środku tylu spraw, remontów, projektów, nowych kociąt i planów zawodowych. A jednak… coś dojrzewało we mnie od dawna. Może było to związane z poczuciem samotności w chwilach, gdy dom wypełniały dźwięki kocich łapek, ale brakowało w nim tego kroku większego serca – rytmicznego stukotu pazurów dużego psa na drewnianej podłodze. Może po prostu przyszedł moment, w którym zapragnęłam u boku kogoś, kto będzie nie tylko towarzyszem, ale także opiekunem mojej wewnętrznej ciszy.

Nie chciałam psa przypadkowego. W życiu już nie mam miejsca na przypadkowość. Moje wybory muszą mieć sens – i muszą być spójne z tym, kim jestem.

Rozważałam różne rasy.

Początkowo, z pewnym rozrzewnieniem, patrzyłam na Berneńskiego Psa Pasterskiego – psy tak bliskie naturze, uroczo melancholijne, z miękkim spojrzeniem i niespiesznym ruchem. Jednak kiedy spojrzałam głębiej, wiedziałam, że to nie jest rasa dla mnie – zbyt krótkowieczna, zbyt delikatna zdrowotnie, a ja potrzebuję towarzysza na lata. Psa, który nie zawiedzie w drodze przez czas.

Myślałam też o Nowofundlandzie – wspaniałym, misiowatym, spokojnym. Ale... coś nie grało. Nie umiałam poczuć z nim tej osobistej nici. Miałam wrażenie, że jego duch jest bardziej wodny niż mój. Ja – jestem z lasu, z mgieł nad ogrodem, z porannej rosy i z zapachu skoszonej trawy.

I wtedy… trafiłam na Leonbergera.

Nie było fanfar, nie było od razu serca bijącego jak oszalałe. Było… ciepło. Ciche przekonanie. Jakby mój świat wreszcie usłyszał echo stąpających łap, które miały tu zawsze być. Jakby zamknęła się jakaś baśń – i zaczęła nowa.

Leonberger. Łagodny olbrzym. Pies, który wygląda jak lew, a serce ma jak misio z dzieciństwa. Wielki, ale nie dominujący. Imponujący, ale nie narzucający się. Uczuciowy, opiekuńczy, inteligentny. Taki, który nie potrzebuje udowadniać niczego nikomu, bo jego obecność jest sama w sobie bezpieczna i kojąca.

To mnie poruszyło najbardziej.

Nie jego wygląd – choć jest zjawiskowy. Nie opisy charakteru – choć czytałam je wszystkie. Przemówiła do mnie wizja tego, kim mógłby być w moim świecie: psem, który nie zakłóca ciszy, ale ją chroni. Psem, który rozumie, że koty mają pierwszeństwo w kolejce do mojego serca, ale i tak znajdzie w nim własny kąt.

Chciałam psa, który nie potrzebuje być głośny. Który jest, czuwa, kocha – i patrzy na mnie z takim spojrzeniem, które mówi: "Nie musisz być silna cały czas."

I taki jest Baloo.

Jego imię nie było przypadkowe – choć rozważałam inne, bardziej wzniosłe. Aslan... Leo... nawet Hugo. Ale „Baloo” przyplątał się jak ciepła kocykowa bajka. I nagle wszystko stało się jasne. Ten pies miał być właśnie Baloo. Opiekunem, niedźwiedziem, towarzyszem moich poranków na tarasie, stróżem snów moich wnucząt, milczącym obserwatorem rodzących się miotów w Kocim Gnieździe. Baloo nie krzyczy. Baloo mówi oczami.

Dziś, gdy patrzę na niego, wiem, że to nie ja wybrałam rasę.

To ona wybrała mnie.

I za każdym razem, gdy jego łapa spoczywa obok mojej, czuję, że zrobiłam dokładnie to, czego potrzebowałam: otworzyłam kolejny rozdział mojego życia, w którym pies i kot nie rywalizują – tylko razem pilnują domowego ognia.

🔸 Leonberger 

Łagodny olbrzym z duszą opiekuna

Nie każdemu odpowiada wielki pies.
Nie każdemu pasuje sierść, łapy jak spodki i widok gigantycznego cienia przechodzącego przez pokój niczym duch lasu. Ale są tacy ludzie – i do nich należę – dla których wielkość nie onieśmiela, lecz koi.

Bo Leonberger to nie jest „duży pies”.
To łagodny olbrzym, który patrzy w duszę.

🌿 Charakter rasy – siła, czułość, mądrość

Leonberger to pies, który budzi respekt – a jednocześnie nigdy nie potrzebuje go wymuszać. Jest spokojny. Równy. Pewny siebie – ale bez arogancji. Potrafi trwać w bezruchu godzinami, leżąc gdzieś na tarasie lub w cieniu ogrodowego bzu, czuwając. Nie śpi głęboko, nie odcina się. On czuwa dla Ciebie.

To pies, który widzi Twoje zmęczenie, zanim je wypowiesz.
Który stanie blisko, kiedy coś się w Tobie łamie.
Który nigdy nie będzie nachalny – ale zawsze będzie obecny.

Leonberger to rasa głęboko inteligentna emocjonalnie. Nie chodzi o sztuczki i komendy – choć potrafi je pojąć. Chodzi o coś trudniejszego do nauczenia: wyczuwanie nastrojów, dostosowywanie się do rytmu życia, niewymuszoną obecność.

👶🐱 Leonberger w rodzinie – pies, który zna swoje miejsce

Leonberger kochający dzieci to nie slogan. To rzeczywistość. Ich cierpliwość, łagodność i delikatność wobec małych istot to cecha, którą trudno opisać słowami. One po prostu wiedzą, że dzieci to istoty kruche. Wiedzą, że trzeba uważać.

Z kotami? Jeśli wprowadzisz go mądrze, z poszanowaniem granic – będzie ich opiekunem. Będzie tym, który pozwala kotom chodzić po sobie, spać na jego ogonie, zaglądać do jego miski. Będzie cieniem w tle, ale zawsze gotowym zainterweniować, jeśli coś miałoby zaburzyć porządek w domowym królestwie.

Leonberger nie dominuje.
On współistnieje.
A w spokojnym rytmie życia – codziennych spacerach, zapachu porannej kawy, nawoływaniu dzieci i wieczornym wygaszaniu świateł – on po prostu JEST. Zawsze. Obok.

🦁 Ciekawostki historyczne – pies, który miał wyglądać jak lew

Nazwa „Leonberger” pochodzi od niemieckiego miasta Leonberg, gdzie w XIX wieku pewien człowiek, Heinrich Essig, zapragnął stworzyć psa, który wyglądałby jak lew z miejskiego herbu – symbol siły, mądrości i majestatu.

Krzyżując nowofundlandy, bernardyny i psy górskie, uzyskał psa o imponującym wyglądzie, ale... to nie wygląd okazał się największą siłą tej rasy. To charakter.

Pies stworzony jako symbol władzy i prestiżu zaskoczył wszystkich swoją niezwykłą łagodnością.

Dziś Leonberger służy jako pies terapeutyczny, towarzysz rodzin z niepełnosprawnościami, stróż dziecięcych światów i najdelikatniejszy z gigantów, jakiego można sobie wyobrazić.

🧡 Leonberger w moim życiu – nie ozdoba. Obecność.

Gdy patrzę na Baloo, nie widzę psa.
Widzę istotę, która przyszła do mojego świata nie po to, by coś zmienić – ale by utwierdzić mnie w tym, że to, co mam, już jest dobre.
To nie pies „do zdjęć”. Nie dodatek do bajkowego ogrodu. Nie misterny element w mojej magicznej układance.

To ktoś, kto utrzymuje rytm mojej codzienności. Jak metronom.
Czuwający w tle. Spoglądający cicho. Reagujący, gdy trzeba.
A przede wszystkim – dający mi ten rodzaj spokoju, który trudno znaleźć w świecie pełnym bodźców.

Nie jest dla mnie tylko psem.
Jest lustrem mojej potrzeby spokoju. Opiekunem ciszy. I miękkim kawałkiem świata, do którego mogę się przytulić, gdy ten duży staje się zbyt twardy.


Na zdjęciu: ja z Baloo oraz nasz lekarz prowadzący – dr Piotr Wywijas z Kliniki VET-MED, która otacza opieką wszystkie nasze zwierzęta. To dzięki takim ludziom jak Pan Doktor świat staje się trochę bezpieczniejszy – nawet wtedy, gdy w grę wchodzi... strzykawka i pobieranie krwi! 

a poniżej felieton o tym zdarzeniu  ;) 

10.05.2025

felieton:  „Baloo i igła grozy”

Są psy odważne, są psy dzielne, są psy wojownicy... A potem jest Baloo – serce na łapach, kudłaty gigant z duszą romantyka i dramatycznym talentem godnym Oscara. 

Tego dnia wszystko zapowiadało się spokojnie. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, a Baloo – nasz książę z Narnii – odpoczywał jak na królewskiego szczeniaka przystało. Nagle na horyzoncie pojawił się ON. Dr Piotr Wywijas. Ukochany lekarz naszych zwierzaków. Ten, który wie, gdzie dotknąć, jak zagadać i jak pokazać zwierzakowi, że świat nie kończy się na termometrze w pupie.

Ale nie dla Baloo.

Baloo w sekundę wyczuł, że dziś nie będzie tylko głaskanie i pochwały. Na widok... strzykawki (o zgrozo!) zamarł. Zamarł tak teatralnie, że gdyby był kotem, spadłby z szafy w slow motion. Spojrzał na mnie tymi swoimi bursztynowymi oczami pełnymi wyrzutu – "Ty też jesteś w to zamieszana?!" – a potem lekko osunął się w ramiona doktora, jakby mdlał z przerażenia.

– "On tak zawsze?" – zapytał doktor Piotr z uśmiechem, zakasując rękawy jak przed bitwą pod Grunwaldem.

A to był dopiero początek. Próba zajrzenia do pyska zakończyła się wzrokiem mówiącym „niech cię ręka boska broni”. Badanie uszu? "A czy nie można przez telepatyczne fale dźwiękowe?". A kiedy doszło do pobierania krwi, Baloo spojrzał na swoje łapisko i jęknął jakby mu amputowano pół duszy. A to była tylko igła. Jedna. Mała. I cieniutka. Ale według Baloo – wbiła się aż do wnętrza egzystencji.

Na szczęście doktor Piotr to mistrz empatii i psiej psychologii. Zdołał przekonać Baloo, że po wszystkim czeka go nie tylko pochwała, ale i ciasteczko. I choć Baloo przez chwilę rozważał zmianę adresu zameldowania na "pod stołem", ostatecznie uznał, że da się żyć. Byle tylko ta koszmarna strzykawka więcej nie wracała.Na zdjęciu widzicie naszą trójkę – mnie, doktora Piotra Wywijasa i najbardziej dramatycznego pacjenta roku. A może i całej dekady. Kocham tego mojego futrzastego melodramatyka całym sercem. Bo nawet jeśli zemdleje na widok igły, to jego lojalność, czułość i ogromne psie serducho są bez zastrzyków. Naturalnie lecznicze.

Doktorze Piotrze – z całego serca dziękuję za Pana obecność, cierpliwość i profesjonalizm. Za spokój, który wnosi Pan do naszego domu, i za opiekę, którą otacza Pan wszystkie moje zwierzęta – zawsze wtedy, gdy tego naprawdę potrzebujemy. Baloo być może nigdy nie pokocha igieł, ale my wszyscy – bardzo cenimy Pana rękę, która potrafi ukoić nawet najbardziej przestraszone psie serce.

Baloo w wieku 4 miesięcy 

inne moje psy

Nalewka – Pies, którego serce wciąż drży

Zanim pojawił się Baloo, była Nalewka. I wciąż jest. Każdego dnia.

To nie jest łatwa opowieść. Nie taka, która wzrusza pięknem, tylko taka, która dotyka miejsca, gdzie miłość styka się z bezradnością. Nalewka to pies po przejściach. Tego nie widać na pierwszy rzut oka – bo ma miękką sierść, piękne spojrzenie i bywa niesamowicie czuła. Ale gdzieś głęboko… nadal niesie w sobie dawne lęki. Nadal czuwa, nawet wtedy, gdy świat wokół jest spokojny.

To pies bardzo skomplikowany. Zaborczy. Reagujący zbyt emocjonalnie. Nieprzewidywalny. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś ją wytrąci z równowagi – patyk, który inny pies weźmie w zęby. Obcy pies, który podejdzie zbyt blisko. Moment, w którym czuje, że coś może utracić. Walczy wtedy, jakby od tego zależało wszystko.

I choć kocham ją tak bardzo – wiem, że to nie jest pies łatwy.

To nie jest pies, któremu można spokojnie zaufać w każdej sytuacji. To nie jest pies, który będzie pierwszym przyjacielem każdego gościa. To jest pies, który zbudował z nami swoją wersję bezpieczeństwa – i trzeba ten świat szanować, nie naruszać, nie testować.

Adopcja psa z nieznaną przeszłością to zawsze wielka niespodzianka. I wielka odpowiedzialność. Bo nigdy nie adoptujesz tylko ciała – adoptujesz także duszę. Czasem bardzo poranioną.

Nalewka ma swoje miejsce w moim sercu. Jest jego częścią. I choć nieraz bywało ciężko – choć czasem było mi smutno, że nie mogę z nią zrobić tego, co z „normalnym” psem – to właśnie ona nauczyła mnie, jak głęboka bywa miłość, która nie ma gwarancji spokoju.

I może właśnie dlatego tak bardzo doceniam Baloo.

Bo pojawił się jako coś zupełnie nowego – pies wybrany świadomie, bez bagażu. Z czystą kartą. Łagodny, ufny, spokojny. Przyszedł nie po to, by zastąpić, ale by dopełnić. By swoją stabilnością równoważyć emocjonalny wulkan Nalewki. By być tym, na kim ona może się wzorować – i przy kim ja mogę wreszcie odetchnąć.

Dziś tworzymy trio. Trochę dziwne, trochę niesymetryczne, ale... prawdziwe.

Baloo przynosi mi spokój. Nalewka – przypomina, jak trudna bywa miłość. A ja? Uczę się kochać obu. I jestem im wdzięczna. Za to, że codziennie uczą mnie więcej, niż są w stanie powiedzieć.

Faktura – Złota dama, która znalazła swój dom

W naszej historii psów jest jeszcze jedna bohaterka – Faktura. Dawniej nazywała się Hermiona, ale życie napisało dla niej inny rozdział, z nowym imieniem i nowym miejscem na ziemi.

Faktura to golden retrieverka. Mądra, łagodna, cudownie emocjonalna. Wychowała się z Nalewką – razem biegały po ogrodzie, spały nos w nos i uczyły się życia wśród kotów. Były jak siostry. Ale z czasem... okazało się, że to siostry o zbyt podobnych temperamentach.

Obie są silne. Obie mają wyraziste charaktery. Obie potrzebują przestrzeni, w której mogą być tą pierwszą. Z biegiem miesięcy zaczęły się napięcia. Konflikty. Ciche walki o uwagę, o zasoby, o kontrolę nad domową hierarchią. I choć próbowałam wszystkiego – socjalizacji, oddzielnych stref, rozmów z behawiorystą – serce mówiło jedno: trzeba je od siebie uwolnić.

Nie po to, by je rozdzielić. Ale by każda mogła oddychać pełnią swojej natury – bez strachu, że musi o coś walczyć.

Dziś Faktura mieszka u mojego syna. Jest tam królową domu. Towarzyszką codzienności dla moich wnucząt – Letycji i Gustawa. Jest czuła, spokojna, cierpliwa. Kochają ją bezgranicznie. A ona... oddaje tę miłość z każdym merdnięciem ogona, z każdym spokojnym spojrzeniem, z każdą obecnością przy małych dziecięcych stópkach.

Nie przestała być moim psem. Wciąż jest częścią rodziny. Ale teraz ma swoją rodzinę – taką, która należy tylko do niej. I to jest piękne. I słuszne.

Czasem trzeba puścić kogoś wolno, nie dlatego, że się go nie kocha – ale właśnie dlatego, że się kocha zbyt mocno, by go trzymać w miejscu, które go nie uszczęśliwia.

Faktura odnalazła spokój. A ja... mam w sercu wdzięczność, że tak pięknie dopełnia świat moich wnuków. Że uczy ich łagodności. I że jest tym, czym golden potrafi być najlepiej – złotym promieniem codzienności.

...o innych moich psach...Trufli, Flashu, Zoomie...

będzie za moment. 

Using Format